Joachim Hontscha z Opola
Joachim Hontscha jest wielkim miłośnikiem naszego sportu. Jednak życie sprawiło, że mieszka i zarabia w niemczech, a gołębnik wraz z gołębnikami znajduje się w Polsce. Pomimo takiej sytuacij potrafi czerpać radość z naszej pasij garściami.
p>Duża przyjemność sprawia mu poznawanie nowych hodowców. Nabywanie od nich gołębi i testowanie ich w swoim własnym gołębniku, który znajduję się w Polsce. Przy pracy w gołębniku pomagał mu ŚP. Ojciec, a na dzień dzisiejszy przy obowiązkach pomagają mu: znajomi, mama posiadająca 84 lata. Tak będzie aż do emerytury na którą czeka Joachim. Kiedy tylko otrzyma zasłużoną emeryturę wraca do Polski, aby móc nareszcie poświęcić czas na zajmowanie się gołębiami i zdobywaniem nagród mistrzowskich.Najlepszy pomocnik – mama
Do naszego sportu trafiłem mając zaledwie osiem lat. Wtedy sprowadziłem pierwsze ptaki od swoich sąsiadów. Wcześniej gołębie hodował mój tato. Niestety przez pracę na kolei i późniejsze obowiązki rodzinne postanowił zakończyć swoją przygodę. Kiedy ja miałem osiem lat, w domu na strychu nadal istniały gołębniki, które kiedyś zbudował ojciec. Sprowadziłem więc kilka ptaków, które się rozmnożyły. Na początku zależało mi na samej obecności ptaków. Tak aby ich loty mogły cieszyć oko. Niestety już na początku okazało się, że moje gołębniki są mało solidne. Pewnego dnia do gołębnika dostała się kuna i zagryzła wszystkie moje gołębie. Z wściekłości rozwaliłem gołębniki i krzyczałem, że w życiu już nie będę miał gołębi.
Trwało to do 1986 roku kiedy się ożeniłem i wyjechałem na Zachód. Tam poraz kolejny zaraziłem się tą pasją. Poznałem kilku kolegów, którzy lotowali gołębiami. Często odwiedzałem ich na lotach. To oni dali mi pierwsze ptaki. Kiedy wracałem domu nie miałem ich gdzie trzymać, więc rozwoziłem je po hodowcach. Po pewnym czasie zdecydowałem jednak o założeniu własnej hodowli. W domu byli moi rodzice, którzy mogli mi pomóc, więc mogłem założyć gołębnik i przywieść kilka ptaków dla siebie. Pomoc ojca była bardzo cenna. Wybudowałem gołębniki i od 2000 roku zacząłem prawdziwe lotowanie w sekcji nr 2 –oddziału Komprachcice. Tutaj lotuję do dzisiaj. Początkowo lotowałem na ojca. Na listach z tego okresu figuruje Karol i Syn. Pracując poza granicami Polski miałem okazję sprowadzać gołębie z Belgii, Holandii i Niemiec. Bardzo dobre ptaki szybko pokazały ile są warte. Od 2000 roku trzykrotnie mogłem się cieszyć z tytułu mistrza oddziału.
Sześć lat temu zmarł mój ojciec. Po śmierci ojca przez dwa lata gołębie doglądał opiekun. Niestety dwa lata temu zrezygnował. Opiekę nad gołębiami przejęła moja mama, która dziś ma już 84 lata. W koszowaniu na lot pomoc zadeklarował mój sąsiad. Ja nadal pracuję na Zachodzie i nie mogę wrócić na stałe do kraju. Mama opiekując się ptakami zdobyła tytuł Mistrza Oddziału Komprachcice w lotach gołębi młodych. Bardzo mnie to ucieszyło. Do dnia dzisiejszego mimo zaawansowanego wieku moją hodowlę prowadzi właśnie mama. W kolejnym sezonie gołębie będzie doglądał znajomy z wioski, który jest rolnikiem. Przekazał swoje gospodarstwo synowi i ma dużo wolnego czasu, który może poświęcić ptakom. Już przyuczam go do tego jak należy prowadzić hodowlę.
Leczenie antybiotykowe
Kwestia antybiotyków dotyczy tylko momentów, kiedy coś się dzieje gołębiom. W innych sytuacjach nie zaleca się ich stosowania. Są zbędne. Jedyne co się u mnie sprawdziło to 10% Enrobioflox, podany na trzy tygodnie przed sezonem aby oczyścić drogi oddechowe. Podaje to przez 5 dni w dawce 1 ml na litr wody. Później co trzy tygodnie stosuję 20%. Ronidazol przeciw żółtemu guzkowi. Gołębie zarówno lotowe jak i rozpłodowe szczepione są słowacką szczepionką. Zwalcza ona herpeswirusy. Herpeswirusy atakują układy narządów, ale pozostają w fazie ukrycia i nie widać objawów. Gołębie po przeleceniu 100 km nie są w stanie już lecieć, a jeśli lecą to przybywają znacznie później w stosunku do reszty. Młode szczepię dwukrotnie: pierwszy raz jeszcze w gnieździe, a drugi kiedy już latają.
Chorobę u młodych wywołuję sam. Ładuję gołębie na całą noc w kosze, a następnie rano wypuszczam je na końcu ogrodu. Stres sprawia, że chorują zaczynają wymiotować i siedzą osowiałe. Celowo wywołuję chorobę wcześniej, aby był jeszcze czas na ich powrót do formy. Podaję wtedy antybiotyki. Stosuję środki niemieckie. W sumie używam trzech produktów, gdyby jeden nie skutkował stosuję inny. Bakterie uodparniają się na antybiotyki. Jeśli stale stosuje się jeden to on po pewnym czasie staje się nieskuteczny. Jeśli ciało nasycone jest antybiotykiem, to gołąb łatwo nie złapie choroby, a jeśli zachoruje, choroba przebiega lżej. Dużo czasu gołębie spędzają w wolierach na świeżym powietrzu.